4+ 19-05-2012 45 min. Scena kameralna
Na Warmii... dawno, dawno temu, to spektakl oparty na trzech baśniach Marii Zientary-Malewskiej. Ich akcja rozgrywa się nie za siedmioma górami, nie za siedmioma rzekami, ale blisko nas, w bardzo konkretnych miejscach, nad konkretnymi warmińskimi jeziorami. Jest to sceniczna podróż, mająca swe źródła w uteatralnionej zabawie dziecka i zapomnianej już sztuce opowiadania. Tworzywem naszej scenicznej opowieści są barwne i przejmujące fabuły. Formy lalkowe nawiązują do dziecięcych zabawek.
* - * - * - * - *
Mamy przyjemność poinformować Państwa, że przedstawienie Na Warmii... dawno, dawno temu zaprezentowano w ramach 33 edycji Warszawskich Spotkań Teatralnych 28.04.2013 r. Spektakl spotkał się z ciepłym przyjęciem Widzów i krytyki. Poświęcono mu artykuł w Teatrze Lalek. Recenzja poniżej.
Spektakl zaprezentowany podczas Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek (PiF) w Zagrzebiu (Chorwacja) 14.09.2013 zdobył dwie prestiżowe nagrody: pierwszą za najlepszą animację dla zespołu OTL i drugą za lalki dla Ireneusza Salwy. W spektaklu wystąpili: Jagna Polakowska, Roman Wołosik i Agnieszka Harasimowicz w zastępstwie Hanny Banasiak.
Recenzja spektaklu:
Marek Waszkiel
Baśnie opowiadane lalkami
Hanna Banasiak, Jagna Polakowska i Roman Wołosik, troje aktorów Olsztyńskiego Teatru Lalek, opowiadają trzy warmińskie baśnie spisane przez Marię Zientarę-Malewską: o jeziorze Łansik (Linowskie), kryjącym tajemnice sympatycznego rodzeństwa i złej czarownicy, o jeziorze Skanda, wokół którego ongiś rozłożyli się rozbójnicy i tam więzili olsztyńską burmistrzankę oraz o maleńkim jeziorze Karaśnik, niedaleko którego wciąż stoi murowana kapliczka, upamiętniająca mogiłę pustelnika pokutującego za grzeszne życie i tam – jak chce baśń – pochowanego. Każdy region ma swoje baśnie. Nie każdy teatr potrafi je ożywić. W Olsztynie to się udało.
Mieszkańcy Olsztyna i Warmii mają dodatkową przyjemność w identyfikowaniu baśniowych/rzeczywistych miejsc. Zwykłą publiczność teatralną czeka po prostu dobry teatr: najprostszy, skromny, ściszony, pozwalający wybrzmieć słowu, dźwiękowi, wyobraźni, pozbawiony dymów i fajerwerków, rubasznego śmiechu i dwuznacznych odniesień. No i lalkowy, bo choć sprawcami wszystkiego są aktorzy-narratorzy, bohaterami opowieści są lalki – maleńkie, wykonane z naturalnych materiałów (drewno, włóczka, rozmaite tekstylia, z wyjątkiem czarownicy z pierwszej baśni, skonstruowanej na gumowej gruszce, dzięki której wiedźma najpierw wypije wodę, a kiedy pęknie – utworzy jezioro). Trzeba się troszkę poprzyglądać, by dostrzec lalkową urodę tego spektaklu. Na pierwszy rzut oka dominują aktorzy. Mówią tekst niespiesznie, bez zbędnych emocji, ważą słowa, dobrze dobrane, znaczące, budujące nastrój, klimat, napięcie dramatyczne. Wsłuchujemy się w ich opowieść swoiście urzeczeni tajemnicą dobrej narracji.
W niewielkiej sali, pełnej małych dzieci, panuje niezwykła cisza. Przestrzeń sceny wypełnia drewniany stół, wokół którego aktorzy siedzą, snują baśń, podnosząc się z krzeseł, by włączyć do akcji lalki – postaci baśniowe. One wprowadzająw statykę obrazu ruch, także zminimalizowany, ale wyrazisty. Aktorzy wykonują najprostsze czynności: dmuchają na łódkę, w której płynie po jeziorze-płaskim naczyniu wypełnionym wodą, rybak Wiewióruszek; wysuwają jedną deskę z blatu stołu tworząc drogę, po której kroczą bohaterowie; delikatnie uruchamiają pojedyncze elementy wykonanych z okorowanych klocków drewnianych postaci rozbójników: rękę jednego, głowę drugiego, usta trzeciego, długi wystający jęzor czwartego, bo każda figura-lalka ma całkiem inne możliwości animacyjne. W tłumie postaci (trzydzieści dwie, choć widzimy sześć) odnajdujemy skomplikowany system ruchów, wszystko żyje i jest zindywidualizowane. Podobnie figurka pustelnika, przystosowana wyłącznie do prymitywnego klękania, ale w rękach dobrego animatora i aktora, tworząca bogaty charakter postaci. W otaczających pustelnika ptakach zagrano ich skalą (są różnej wielkości) i bogactwem dźwięków, wydobywanych najpierw z drobnych instrumentów-gwizdków, którymi posługują się aktorzy, by niespodziewanie i niezauważalnie wejść w nagraną ścieżkę dźwiękową skomponowaną przez Bogdana Szczepańskiego. Aktorzy, którzy przed sekundą tworzyli tę ptasią orkiestrę, po chwili słuchając i obserwując świergoczące i latające ptaki niczym magiczne zdarzenie, są równie zaskoczeni, jak oglądający spektakl widzowie. Czar trwa.
A wszystko to dzieje się dyskretnie, delikatnie i brzmi. Wyobraźnia widza, zainspirowana teatralnym obrazem, być może uzupełnia jeszcze zdarzenia, wzbogaca je. To rzadki przypadek tak przemyślanej i konsekwentnej pracy reżyserskiej, że niemal się jej nie dostrzega. Zbigniew Głowacki ułożył ten spektakl w każdym milimetrze. Ireneusz Salwa zaprojektował dekoracje i lalki tak, by miały tylko te elementy, które będą przydatne w przedstawieniu. Powstał mały wielki spektakl. I bardzo inny od zwykłego repertuaru scen lalkowych. Łatwo go przeoczyć, a byłoby szkoda.